Na początku lat 90. Jan Zemło stanął na czele grupy inicjatywnej zmierzającej do odłączenia się Pszowa od Wodzisławia. Był wtedy radnym reprezentującym Pszów w wodzisławskiej radzie miasta i miał dość niesprawiedliwego traktowania przy podziale środków na inwestycje. Niektórzy zarzucali mu wtedy, że dąży do usamodzielnienia się Pszowa, bo szykuje sobie tam ciepłą posadkę. Kiedy jednak zapadła decyzja o nowym podziale administracyjnym, jego dom jakimś dziwnym zrządzeniem znalazł się w… Wodzisławiu, 600 metrów od granicy miasta. – Między bajki można włożyć to, że Zemło szykował sobie w Pszowie stołek. To żarty i niezrozumienie ze strony ludzi.
Wtedy nie analizowałem tego, byłem przekonany, że znajdę się w Pszowie, stało się inaczej. Wytrwałem jednak do końca, zostałem nawet przewodniczącym komitetu wyborczego do nowych pszowskich władz. Dzisiaj mam wodzisławski adres zamieszkania, ale pszowski kod pocztowy i ksiądz na kolędę też przychodzi do mnie z Pszowa – śmieje się Jan Zemło, wodzisławianin z nadania.
Mieszka w Zawadzie, w cyplu przypominającym na mapie koguci grzebień. Dziwny kształt granic miasta powstał prawdopodobnie w wyniku podziału działek. – Kiedy jadę do swojego domu z Wodzisławia, mijam po drodze granicę Pszowa i znowu jestem w Wodzisławiu – pokazuje plan miasta Jan Zemło.
Po gierkowskiej reformie administracyjnej w 1975 roku Wodzisław zyskał imponującą powierzchnię 110 km kw. Wchłonął wtedy sąsiednie Rydułtowy, Radlin z Biertułtowami, Głożynami i Obszarami, Pszów z Kokoszycami i Zawadą oraz Marklowice. Marzenia o wielkim Wodzisławiu trwały jednak dość krótko – niecałe dwadzieścia lat. Po pierwszych wolnych wyborach, z nastaniem samorządności, wcielone miejscowości zaczęły się kolejno odłączać. Najpierw Rydułtowy (1992 rok), potem Pszów i Marklowice (1995 rok), a na koniec Radlin (1997 rok).
– Dzisiaj wielu zadaje sobie pytanie, czy można było wtedy tego uniknąć? – zastanawia się Jan Zemło. – Ja
uważam, że ten sztuczny twór i tak by nie przetrwał próby czasu. Bo to nie było tak, że nagle nasz wielki Wodzisław został rozebrany. Trzeba sobie uświadomić, że taki Pszów czy Zawada były wówczas bardzo zaniedbane , jeśli chodzi o infrastrukturę. Na ulicę Szybową czy Rolniczą woda była dowożona beczkowozami, w studniach nie było wody, nie było wodociągu, w Zawadzie słupy elektryczne biegły większości polami, z tego też powodu ulice były nieoświetlone. Nie można się było doprosić o jakieś środki z budżetu miast. Może pierwszym władzom Wodzisławia zabrakło wyobraźni, bo gdyby wtedy mieszkańcy peryferii mogli liczyć na nowe chodniki, wodociąg czy oświetlenie dróg, to może zostaliby w Wodzisławiu i nie dążyliby do odłączenia? Może nie trzeba byłoby Robin Hooda, który by walczył o sprawiedliwy podział pieniędzy? – zastanawia się wodzisławianin. Sam jest zwolennikiem rozwoju mniejszych społeczności, gdzie ludzie dobrze się znają i potrafią ze sobą współpracować. –Dwadzieścia lat temu zabrakło pomysłu na Wodzisław.
Nie było wtedy nikogo, kto by to miasto scalił i potrafił utrzymać w takim kształcie – uważa Jan Zemło.ŹRÓDŁO
Fakt, nie było nikogo, kto by scalił miasto. To był czas rządów Hunów, którzy to miasto zniszczyli. O dziwo, niejeden z tych Hunów dalej się cieszył ciepłą posadką w niszczonym przez siebie mieście, niektórzy też mają czelność po dziś dzień mędrkować się na forach w różnych ważnych kwestiach, jakby nigdy nic, licząc że ludzie zapomnieli już o ich "dokonaniach"